Prezydent Komorowski objął swym patronatem dzisiejsze święto. To ładnie z jego strony, choć osobiście nie podoba mi się jego kontredans z czekoladą. Ale to pomijam.
Jednakże, moją wadą jest dobra pamięć. Przypatrując się dziś skądinąd szczytnemu, świętowaniu Dnia Flagi, jak bumerang wraca lokalne zdarzenie z 2010 roku.
Wójt pewnej gminy w ramach obchodów Dnia Flagi, postanowił obdarować mieszkańców biało-czerwoną. W tym celu zwrócił się z prośbą o dofinansowanie projektu do Kancelarii Prezydenta, gdzie uzyskał akceptację ówczesnego jej szefa śp.Władysława Stasiaka. Wójt zakupił flagi, zostały one rozdane, ale w międzyczasie jak pamiętamy doszło do katastrofy pod Smoleńskiem. Gdy nasz dzielny samorządowiec, wysłał fakturę za flagi do Kancelarii (opiewającą na 2 tys. PLN), zarządzał nią już, dzisiejszy jej szef, Jacek Michałowski. Odmówił on pokrycia "długów poprzednika". Wójt zmuszony był poszukać sponsora dla polskich flag, którym zostało...niemieckie stowarzyszenie.
Mając w pamięci tamto wydarzenie, dzisiejsze świętowanie odbieram jako nieszczere...
I jeszcze jedna dygresja. Pan Michałowski, podobnie jak pan Kunert (o czym pisałam w tekście "Utrwalacz pamięci historii z o.o") nie czuli się zobowiązani do regulowania zobowiązań poprzedników. Czy i ich następcy powinni pozostawić im spłatę długów, które dziś oni zaciągają?